Steel Princess - Рина Кент - ebook + audiobook + książka (2024)

Tytuł oryginału

Steel Princess

Copyright ©2019 by Rina Kent

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Anna Grabowska

Korekta:

Joanna Błakita

Joanna Boguszewska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-589-2

NOTA AUTORKI

Witaj, drogi czytelniku, przyjacielu.

Jeśli nie czytałeś wcześniej moich książek, to możesz otym nie wiedzieć, ale piszę mroczne historie, które mogą być niepokojące. Moje książki imoi bohaterowie nie są dla osób osłabym sercu.

Steel Princess jest mrocznym romansem otyranie zliceum. Książka zawiera wątki, które niektórzy czytelnicy mogą uznać za obraźliwe.

Jeśli szukasz bohatera, to Aiden nim NIE jest. Jeśli jednak chcesz poznać ciekawego złoczyńcę, to jak najbardziej, witaj wświecie Aidena Kinga.

Ta książka jest częścią serii iNIE jest samodzielną powieścią.

Seria „Royal Elite”:

#0 Cruel King

#1 Deviant King

#2 Steel Princess

#3 Twisted Kingdom

#4 Black Knight

#5 Vicious Prince

#6 Ruthless Empire

#7 Royal Elite Epilogue

Zapisz się do newslettera Riny Kent, aby otrzymywać informacje oprzyszłych wydaniach izyskać ekskluzywny prezent.

PLAYLISTA

Let It Burn – Red

Up in Flames – Coldplay

Death and All His Friends – Coldplay

Up with the Birds – Coldplay

Fun – Coldplay & Tove Lo

Heroin – Badflower

Kill Somebody – YUNGBLUD

Anarchist (Unplugged) – YUNGBLUD

Break In – Halestorm

Unstoppable – Red

Hymn For The Missing – Red

If IBreak – Red

Gone – Red

Not Alone – Red

Yours Again – Red

Obsession – Joywave

Teeth – 5 Seconds of Summer

Youngblood – 5 Seconds of Summer

Rush – The Score

The Descent – Bastille

Bury Me Face Down – grandson

Burning Alive – 8 Graves

My Friends – Bohnes

Guns and Roses – Bohnes

Dead – Normandie

I Don’t Care – Our Last Night

Hollow – Barns Courtney

you should see me in acrown – Billie Eilish

Kompletną playlistę znajdziesz na Spotify

PROLOG

Księżniczka nie powinna zdetronizować króla.

Elsa

Zapowiedział, że mnie zniszczy, ito zrobił.

Może iprzegrałam tę bitwę, ale wojna jeszcze się nie skończyła.

Mówi się, że wystarczy jeden ruch, by zdetronizować króla. Nikt nie wspomniał otym, że upadając, pociągnie mnie za sobą.

Aiden

Jeśli mała księżniczka Steela chce wojny, to będzie ją miała.

Obowiązuje tylko jedna reguła: gramy na moich zasadach albo wcale.

Proszę bardzo, pokaż mi, co potrafisz, skarbie.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Aiden

Intuicja jest ciekawa.

Jest jak gwałtowna energia uderzająca wtwardy obiekt. Dzięki niej możesz przewidzieć, czy przegrasz bitwę, zanim ta się zacznie.

Ja nie przegrywam.

Gdy tylko trener kończy wygłaszać gadkę motywacyjną, biorę torbę iwychodzę zszatni, znikim nie rozmawiając.

Nash woła za mną, ale odcinam się od niego iwszystkich pozostałych.

Często pogrążam się wmyślach, aoni bardzo dobrze wiedzą, żeby nie pchać się między mnie amój własny umysł. Poza tym spędzili ze mną prawie dwie dekady, powinni byli się już do tego przyzwyczaić.

Wyciągam telefon iwybieram numer Elsy.

Jest wyłączony.

Ona nie wyłącza komórki. Nigdy. Nie przyzna się do tego, ale zawsze przejmuje się tym, że może nie odebrać, jeśli zadzwoni któryś zjej opiekunów.

Zatrzymuję się przed szatnią ipróbuję jeszcze raz.

Wciąż nic.

Zazwyczaj mam złe przeczucia, ponieważ dobre potrafią nieźle wychujać. Jednak wtym momencie żałuję, że nie ma wyjątku od tej reguły. Żałuję, że nie ma jakiegoś plusa przed minusem. Żałuję, że pieprzony telefon Elsy jest wyłączony. Aja rzadko czegoś żałuję.

–Siema, King! – Astor wpada na mnie zimpetem od tyłu iobejmuje mnie ramieniem za barki.

Mundurek ma źle zapięty, aw jego wilgotnych włosach wciąż jest trochę szamponu, jakby chłopak nie mógł się wysilić, żeby go porządnie wypłukać.

Jest anomalią niepasującą do jego nazwiska. Jeśli wielki hrabia Astor zobaczyłby go wtakim stanie, prawdopodobnie zamknąłby go iod nowa nauczył dobrych manier.

Gdybym nie był tak zajęty, wysłałbym hrabiemu zdjęcie, żeby zobaczyć reakcję przyjaciela. Czasami jest zabawny.

Mimo jego wyglądu mijające nas dziewczyny trzepoczą do niego rzęsami. Astor mruga do jednej znich, adrugiej daje gestem znać, żeby zadzwoniła.

Ta szkoła powinna podnieść swoje standardy.

–Wyglądasz jak gówno – mówię zkamienną twarzą. – Izabierz to ramię, zanim je złamię.

–O, powrócił mój kumpel. – Uśmiecha się do mnie. – Przez chwilę myślałem, że cię straciłem. Więc… Na czym to ja skończyłem…? Dlaczego znowu przyszedłem do twojej zrzędliwej dupy…? – Pstryka palcami. – Właśnie! Czy Jonathan spotkał się zdyrektorem wsprawie skautów zPremier League? Wstawi się za mną?

–Jonathan był tutaj? – pytam.

–Bah alors1, stary. Wszyscy wszkole wiedzą, że twój ojciec tu był, zwyjątkiem ciebie? Serio, co się tutaj, kurwa, dzieje?

Jonathan był wRES.

Komórka Elsy jest wyłączona.

Chcę to zwalić na zbieg okoliczności, ale nie ma czegoś takiego. Zrządzenie losu to wymówka, której używają słabi ludzie, gdy rzeczywistość uderza ich wtwarz.

To nie było przeznaczenie, kiedy znów ją spotkałem. Ito nie jest przypadek, że teraz znika.

Powiedziałem jej, żeby nie rozmawiała zJonathanem. Wyraziłem się jasno, że ma się od niego trzymać zdaleka.

Odgłos przejeżdżającej obok nas karetki przeszywa powietrze. Jedzie prosto pod tylne wejście szkoły.

–Och. – Astor podchodzi na palcach, by spojrzeć przez okno. – Coś się stało. Chodźmy zobaczyć.

Jonathan przyjechał do RES, Elsa nie odbiera telefonu, aw dodatku jest tutaj pogotowie.

Z intuicją jest tak, że nigdy nie zawodzi. Przynajmniej nie wmoim wypadku.

–Cześć, King. – Knight biegnie wnaszą stronę, brwi ma ściągnięte. – Powinieneś to zobaczyć.

–To właśnie mu mówiłem – odpowiada Astor. – Jest drama izawsze mamy obowiązek brać udział w…

–To Elsa – przerywa mu. – Znaleziono ją tonącą wbasenie.

ROZDZIAŁ DRUGI

Elsa

Wtedy

–Nie możesz być moja, jeśli będziesz słaba.

Nawiedzający głos staje się szumem, dawno zapomnianym brzęczeniem.

Woda wypełnia mi usta, nos iuszy.

–Walcz! – krzyczy na mnie głos. – Walcz, Elsa!

Miotam wszystkimi kończynami, amoja klatka piersiowa obkurcza się od tłumionej energii. Nie mogę zaczerpnąć powietrza.

Proszę, pozwól mi oddychać.

Znajomy zawrót głowy wciąga mnie wswoje szpony. Moje ręce inogi ledwo się poruszają.

Wyciągają mnie zwody. Biorę wdech, dławiąc się idusząc śliną. Serce prawie wyrywa mi się zpiersi. Wzrok mam dalej zamazany, nawet po kilkukrotnym mruganiu.

Ponure, pochmurne powietrze pokrywa moją skórę lepkim połyskiem. Ubrania przyklejają mi się do ciała jak maź, gdy się trzęsę. Zęby mi zgrzytają, ale te potwory nie zamierzają zostawić mnie wspokoju.

Chcę wypowiedzieć imię, ale jeśli to zrobię – jeśli je wymówię – to nie tylko zostanę ponownie wrzucona do wody, ale również będę musiała być tą, której imienia nie wolno wymawiać.

Więc wołam inne.

Jedyne, które mi pozostało.

–Ma…

Znowu wpychają mnie do wody.

Tym razem nawet nie nabieram tchu. Nie mogę walczyć. Jaki sens ma walka, skoro te potwory nie pozwalają mi się bronić? Wkrótce będę jak ten, którego imienia nie wypowiadamy.

Niedługo Ma będzie się przytulać do kogoś innego, bo nie będzie mogła do mnie.

Te potwory odebrały wszystko imnie, ijej.

Te bestie mnie zabiły. Nie raz, nie dwa, tylko niezliczoną ilość razy.

Może nigdy nie powinnam była powrócić do życia.

Gdybym tego nie zrobiła, prześladowcy nie mogliby mnie ponownie zabić. Gdybym tego nie zrobiła, byłabym jak ten, którego imienia nie powinno się wymawiać, ijak ci, którzy przyszli po nim.

Tak się dzieje ztymi, którzy nie mogą uciec przed potworami, prawda?

Te bestie biorą wszystko, czego chcą.

Jakaś ręka chwyta mnie za ramię, wyciąga zwody. Moja twarz wykrzywia się wuśmiechu.

On jest tutaj dla mnie. Zawsze dla mnie będzie.

Moje kończyny ipłuca mnie zawodzą. Nie mogę nawet otworzyć ust ioddychać.

Nie mogę zrobić nic poza zamknięciem oczu iodpłynięciem.

***

Teraz

Unoszę powieki, azapach środków odkażających atakuje moje nozdrza.

Przez – jak się wydaje – wieczność gapię się wbiały sufit. Pozwalam, aby woń środka antyseptycznego przeniknęła dokoła iwewnątrz mnie.

To musi być szpital.

Dlaczego tutaj trafiłam?

Jestem zbyt zdezorientowana, by sobie przypomnieć, co się działo, zanim mnie tu przyjęto.

Coś o…

Czy to może być…?

Klepię dłonią wpierś, ale nie znajduję żadnego bandaża.

W porządku, więc to nie chodzi ooperację serca.

Szukam odpowiedzi we wspomnieniach, ale czuję zawrót głowy. Wszystko jest jak gigantyczne, czarne puzzle bez kawałków do złożenia.

Gdzieś od strony drzwi dociera do mnie cichy głos ciotki:

–Och, skarbie, obudziłaś się.

Następnie pojawia się przy moim łóżku. Rude włosy ma uczesane wkok iubrana jest wczarne spodnie. Bladość jej twarzy jest bardziej niepokojąca niż zwykle.

–Ciociu… – Urywam, słysząc osłabienie wmoim głosie, po czym odchrząkam. – Co się stało?

Próbuję usiąść, aona pomaga mi, poprawiając szpitalne łóżko iukładając poduszkę za moimi plecami. Wpatruję się wigłę wbitą wmoją żyłę. Coś głęboko pod moją skórą zaczyna swędzieć.

Odrywam wzrok od wenflonu iskupiam się na ciotce.

Siada na krawędzi łóżka, marszcząc brwi.

–Nie pamiętasz? – pyta.

–Szłam na parking, awtedy…

Rodzice Elsy zabili jego matkę. Jedynym powodem, dla którego Aiden kiedykolwiek spojrzał wkierunku tego potwora, jest chęć sprawienia, by zapłaciła za grzech swoich rodziców.

Mrugam kilka razy, przypominając sobie słowa Jonathana Kinga.

To jest sen. To nie może być prawda.

Im bardziej zaprzeczam, tym więcej wspomnień powraca. Są jak woda, która mnie połknęła izdusiła.

Próbuję złapać oddech, ale nic tam nie ma. Nie ma powietrza. Nie mogę oddychać.

–Jeden zkolegów zklasy znalazł cię wbasenie. Topiłaś się iszkoła wezwała karetkę…

Ciotka mówi dalej, ale ja się duszę. Coś ciężkiego przygniata moje żebra ipłuca.

Ubrana wszpitalny szlafrok zaciskam pięść iuderzam raz po raz wklatkę piersiową.

Uderzenie.

Uderzenie.

Uderzenie.

Oddech.

Oddychaj, ty debilko.

–Elsa! – krzyczy ciotka łamiącym się głosem. – Co się stało?

Uderzenie.

Uderzenie.

Uderzenie.

Im mocniej biję, tym trudniej mi oddychać. Powietrze nie wchodzi ani nie wychodzi. Uduszę się.

Zupełnie jak wwodzie: przestanę oddychać.

To koniec.

–Elsa!

Głos ciotki staje się drżący ikruchy. Próbuje złapać mój nadgarstek, ale nie może. Nic nie powstrzymuje mnie przed biciem się raz za razem.

W twoich żyłach płynie stalowa krew.

Jesteś moim arcydziełem, Elsa.

Moją dumą.

Moją spuścizną.

Pokój wypełnia się hałasem. Ledwo słyszę głos wujka oraz krzyki ciotki, lekarzy ipielęgniarki.

Ktoś do mnie mówi. Przed moimi źrenicami pojawia się oślepiające światło.

Uderzenie.

Uderzenie.

Uderzenie.

Wynoś się.

Silne ręce krępują mnie, ale nie mogę przestać bić. Obwiązują moje dłonie, materiał wrzyna mi się wnadgarstki.

Coś do mnie szepczą, ale nie słyszę tego przez szum wuszach.

To już koniec. Wszystko skończone.

Przekrzykuję inne dźwięki wpokoju.

Wynoś się! Wyjdź ze mnie!

Czuję ukłucie igły. Moje ręce opadają po obu stronach ciała, aruchy zwalniają. Oczy uciekają mi wtył głowy.

To koniec. Całkowity.

Jesteś zadowolony, potworze?

ROZDZIAŁ TRZECI

Elsa

Kiedy się budzę, ciocia iwujek siedzą po moich obu stronach.

Oczy ciotki są podpuchnięte, jakby płakała. Wyciera moją dłoń miękką, wilgotną szmatką. Jest to kojące, wręcz uspokajające uczucie.

Kusi mnie, żeby zamknąć oczy iwrócić do pustki, zktórej właśnie przyszłam. Jest tam spokojnie. Tak spokojnie, że nic nie widzę, nic nie czuję inie wyczuwam żadnego zapachu. Tutaj środki odkażające idetergenty otaczają mnie zkażdej strony.

Nienawidzę tej woni. Przypomina mi omojej operacji io tym, jak bardzo jestem nienormalna.

Mam zamiar się zdrzemnąć, lecz zauważam coś na rękach ciotki. Rękawy marynarki podwinięte są do góry, odsłaniając ślady zadrapań na jej nadgarstku.

Rzucam gorączkowe spojrzenie wkierunku wujka. Opiera oba łokcie na kolanach, obserwując mnie zuniesionymi brwiami ikamienną miną.

Nie.

Nie zrobiłam tego… Prawda?

Powróciły wspomnienia ztamtych czasów, kiedy miałam koszmary. Iepizody.

Miałam atak wszpitalu. Chyba znowu uderzyłam ciotkę. Te zadrapania są przeze mnie.

Zraniłam ją.

–Przepraszam – szepczę, siadając powoli.

–Skarbie. – Ciocia przestaje wycierać moje ramię irzuca się na mnie wniedźwiedzim uścisku. – Tak się cieszę, że wróciłaś.

–Przepraszam, że cię skrzywdziłam, ciociu. Tak mi przykro. – Szlocham wjej szyję. – Nie chciałam. Ja… nie wiem, co jest ze mną nie tak.

–Wszystko ztobą wporządku, jasne? – Odsuwa się iodgarnia mi włosy za uszy. Ma surowy wyraz twarzy. – Jesteś po prostu zestresowana. Prawda, Jaxon?

–Tak, kluseczko. – Wujek przybliża się iwymusza uśmiech, gdy bierze moją rękę wswoją. – Właśnie miałaś atak paniki. Lekarz powiedział, że wyglądało to gorzej, niż wrzeczywistości było.

–Ale… – Wskazuję na ślady zadrapań na nadgarstku ciotki. Drżą mi usta. – Zraniłam ją i…

–Doktor powiedział, że nie powinnam była cię powstrzymywać podczas ataku. – Uśmiecha się, głaszcząc moje włosy, jakbym była taką dobrą córką. – Więc to nie była twoja wina, skarbie.

Jak ona może być tak wyluzowana? Zraniłam ją.

Wcześniej też to zrobiłam.

Gdyby wujek jej nie wyprowadził, nie wiem, jak by się to skończyło. Gdyby przed chwilą lekarze czegoś mi nie wstrzyknęli, mogłabym zrobić coś owiele gorszego niż zadrapania.

Ciotka jest dla mnie jak matka. To, że sprawiam jej ból, nie może stać się normą.

–Opowiedz mi otym, co się stało wszkole – prosi ciocia, awujek przysuwa się nieco bliżej.

Zaciskam usta, apod skórą zaczynam czuć znajome swędzenie.

Powód, dla którego miałam atak paniki, zaraz znowu mnie dopadnie.

Pokój zaczyna wirować, amoja wolna dłoń zaciska się wpięść na pościeli, aż knykcie stają się białe.

Aiden zbliżył się do mnie, żeby się zemścić. Nawiązał ze mną bliski kontakt, aby mnie skrzywdzić. Zniszczy mnie, tak jak obiecał.

To wszystko było kłamstwem, grą. Od początku byłam pionkiem na jego szachownicy ibyłam zbyt naiwna, aby to zauważyć.

Nie. Wiedziałam. Po prostu byłam za głupia, żeby się tym przejmować.

–Kluseczko – głos wujka poważnieje – zostań znami.

Potrząsam głową, skupiając się zpowrotem na twarzach cioci iwujka. Mgła prawie znika, gdy widzę ich zatroskane miny.

Ciocia ma rumieńce na całej twarzy, jakby się spodziewała, że ją znowu uderzę. Ciało wujka jest pochylone wmoim kierunku, aby mnie powstrzymać, jeśli to zrobię.

Nie mogę ich znowu narażać na piekło, które wydarzyło się wcześniej. Wyrwali się zpracy, żeby tu być. Nie mogę być dla nich większym brzemieniem, niż już jestem.

Ciotka bierze mnie za rękę ipyta:

–Kamery monitoringu na basenie nie działały zpowodu konserwacji. Czy pamiętasz, co się stało?

Przez kręgosłup przechodzą mi dreszcze, akończyny sztywnieją.

Unosiłam się, unosiłam iunosiłam. Nie mogłam oddychać. Jedyne, co wciągałam przez usta, to hausty wody. Wciąż czuję smak chloru na języku. Było zimno. Tak bardzo chłodno, gdy tam pływałam.

Przez chwilę myślałam, że to koniec. Bo tak wygląda koniec, prawda? Jest bezkresny. Isamotny. Izimny.

Piekło to nie tylko palący ogień. Ta woda była moim szczególnym rodzajem tortury. Lodowate czeluści.

Ktoś mnie popchnął. Wydaje mi się, że jakaś ręka wepchnęła mnie prosto do basenu, ale nie mogę być pewna, czy to prawda, czy dzieło mojej wyobraźni.

W każdym razie znajdowałam się na parkingu. Nie powinnam była wogóle tam iść.

Jeśli nie mam pojęcia, jak tam trafiłam, inie pamiętam twarzy, które widziałam po drodze, to niby dlaczego mój mózg nie mógłby mi spłatać figla? Myśląc, że zostałam popchnięta, mój umysł chroni się przed uwierzeniem wto, iż skoczyłam tam zwłasnej woli.

To… przerażająca myśl.

Nie mam dowodów na to, że zostałam wepchnięta, inie ma mowy, abym obciążyła tym ciotkę iwujka, gdy sama nie jestem pewna.

–Poślizgnęłam się – wzdycham, uśmiechając się.

–Co ty wogóle robiłaś wpobliżu basenu? – pyta ciotka. – Unikasz ich jak zarazy.

–Blair. – Wujek spogląda na nią znacząco.

–No co? Zwłasnej woli nie zbliżyłaby się do wody. – Zwęża oczy. – Czy Aiden cię do tego zmusił?

Moje serce ściska się na sam dźwięk jego imienia. Potrząsam głową.

–Miał trening… – zaczynam, jednak milknę, gdy do mojego umysłu wkrada się szalona myśl.

Czy faktycznie na nim był?

Jest środkowym napastnikiem imoże wymknąć się wkażdej chwili. Mógł być na basenie.

Moje wargi drżą.

On nie mógłby mnie popchnąć, prawda?

Upominam się wewnętrznie. Muszę przestać robić zniego świętego, którym nigdy nie był. Fakty są takie: Aiden King byłby zdolny do utopienia mnie. Przecież tylko on jeden wRES chce mnie zniszczyć.

–Przestań wyciągać pochopne wnioski, Blair – odpowiada wujek.

–Po prostu próbuję się dowiedzieć, co się stało. Nie poszłaby dobrowolnie na basen.

Ma rację. Nie zrobiłabym tego.

Ale itak się tam znalazłam. Nikt nie wziął mnie za rękę inie zaprowadził. Poszłam tam na własnych nogach.

Co, do cholery, próbowała mi wtedy powiedzieć moja podświadomość?

Rozlega się pukanie do drzwi icała nasza trójka się podnosi.

–Proszę – mówi wujek.

Przecieram oczy, gdy do sali wchodzi chłopak ubrany wmundurek RES.

Wygląda na starszego, może być wwyższej klasie, ale nigdy wcześniej go nie widziałam. Nie jest też typem, którego łatwo się zapomina. Jest wysoki, ma szerokie barki iprzeszywające, piwne oczy, które wydają się nieco znajome. Jego jasne włosy są krótko obcięte, prawie jak uwojskowego. Tak, jakbyśmy się już wcześniej spotkali, ale nie do końca.

–Och, Knox. – Ciotka stoi zpromiennym uśmiechem na ustach. – Wejdź.

Knox? Wejdź?

Rzucam między nimi pytające spojrzenie.

–Skarbie. – Jej wzrok przenosi się ze mnie na wchodzącego chłopaka. – To on wyciągnął cię zbasenu iwezwał karetkę. Gdyby nie udzielił ci pierwszej pomocy, nie byłabyś wstanie oddychać.

–Cieszę się, że nic ci nie jest – wyznaje Knox.

Unosi kąciki ust, mrużąc przy tym oczy. To zaskakująco urocze.

–Och – odpowiadam. – Nie umiem znaleźć odpowiednich słów, aby ci podziękować.

–Właśnie to zrobiłaś. – Znowu posyła mi uśmiech. – Co za początek wRoyal Elite, prawda?

–Początek? – pytam.

–Przeniosłem się do RES. Dzisiaj był mój pierwszy dzień.

To wyjaśnia, dlaczego go wcześniej nie widziałam.

Drzwi ponownie się otwierają ioddech zamiera mi wgardle.

Do środka wchodzi Aiden, aza nim Kim.

Usta mi drżą, gdy bacznie mu się przyglądam. Jego mundurek jest schludny – oprócz brakującego krawata, jak zwykle. Czarne włosy ma zmierzwione, aw metalicznym oczach dostrzegam obojętność, jakby wyszedł na spacer.

Ale to przecież on; zniewalający jak bóg iniebezpieczny jak bestia.

A smutne jest to, że wiem otym od zawsze. To, że nie posłuchałam zdrowego rozsądku lub nie przejrzałam maski Aidena, nie oznacza, iż zostałam oszukana.

Niech to szlag.

Sama się wto wkopałam, wierząc, że on może zostać odkupiony. Diabły nie mogą być zbawione. Demony umieją tylko dręczyć ispalać.

Powiedział, że mnie zniszczy, itak się stało. Czas, żebym odpłaciła mu pięknym za nadobne.

Uśmiecham się do wszystkich ipytam:

–Czy mogę porozmawiać zAidenem na osobności?

Gdy skończę, nic zniego nie zostanie, tak jak nic nie pozostało ze mnie. Zawsze był we mnie mrok, chociaż walczyłam znim imu zaprzeczałam. Nadszedł czas, aby to wykorzystać.

W końcu potrzeba potwora, by zniszczyć bestię.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Aiden

Reed, wychodząc, przesuwa spojrzeniem między mną aElsą; zupełnie jakby odbijała piłeczkę pingpongową.

Ignoruję ją. Ignoruję wszystkich zwyjątkiem Elsy.

I tego nowego chłopaka. Jej wybawiciela. Jej rycerza wpieprzonej lśniącej zbroi.

Jaki jest najprostszy sposób na złamanie bohatera irozbicie go na kawałki?

Właściwie to użyję najtrudniejszego sposobu. Spalę go ibędę patrzeć, jak zmienia się wpopiół.

W drodze do drzwi obdarza Elsę ostatnim chorobliwie słodkim uśmiechem.

Przechylam głowę, studiując mowę jego ciała iszukając podpowiedzi lub słabości. Jest za bardzo poukładany, ale coś znajdę. Jak zawsze.

Kiedy staję przed Elsą, moja lewa powieka drga.

Nie bez powodu nazywają ją Królową Lodu. Nie jest towarzyska – wogóle. Nawet kiedy rozmawia zinnymi ludźmi, jej uśmiechy są wnajlepszym wypadku zdawkowe. Wewnątrz pragnie, aby zniknęli iprzestali zakłócać jej introwertyczną bańkę.

Ale teraz posyła temu chłopakowi uśmiech.

Nie, nie tylko to. Marszczy też lekko nos ima to cholerne rozmarzone spojrzenie. Jest to uśmiech, którym obdarza mnie po seksie. Albo kiedy śpi opleciona wokół mnie.

Ten uśmiech jest dla mnie na wyłączność.

Dlaczego, do cholery, posyła go nowemu chłopakowi?

Patrzę za nim nawet po zamknięciu drzwi.

Czy nie powiedziałem, że będę obserwować, jak płonie? Zmiana planów. To zbyt łagodne.

Siadam na krześle naprzeciwko łóżka Elsy.

W jej jasnoblond włosach nie ma już lśniących pasemek, opadają smętnie po obu stronach bladej twarzy. Jest teraz jeszcze bielsza niż zawsze. Szpitalny szlafrok wydaje się otrzy rozmiary za duży, szczelnie ukrywając jej sylwetkę.

Wciąż wygląda smakowicie.

Nie chodzi ojej wygląd fizyczny, ale ocałą jej aurę. Niczym latarnia morska pośród ciemnego morza.

Igła przebija porcelanową skórę itkwi wżyle. Zaczerwienione ciało wokół niej jest niczym krwawa, karmazynowa róża. Gapię się na nią dłużej, niż to konieczne. Rana jest podobna do malinek, które zostawiłem wokół blizny Elsy.

Niedoskonałość małych rzeczy.

Moje spojrzenie zpowrotem napotyka wzrok dziewczyny. Przygląda się moim dłoniom, które nonszalancko zwisają nad kolanami.

Kusi mnie, żeby zacząć gadać onowym chłopaku, ale to nie dziś. Prawie się utopiła. Unosiła się na wodzie wbasenie, amnie tam nie było. Myśl, że mogłem ją stracić po tym, jak wkońcu ją zdobyłem, wywołuje przygnębiające uczucie. Jak to, które czułem, gdy odeszła Alicia. Gdyby nie nowy chłopak, nie siedziałaby tutaj.

Hmm. Może nie będę go długo torturował, tylko od razu rozwalę go na kawałki.

Elektryzujące niebieskie oczy Elsy skupiają się zpowrotem na mojej twarzy. Tyle że nie ma wnich nic porywającego. Są ciemne imartwe jak dno oceanu. Patrzy na mnie, ale mnie nie widzi. To tak, jakby zagubiła się wświecie, który sama stworzyła ido którego nikt nie może wejść.

Pieprzyć to. Nie może się przede mną ukryć. Nie teraz.

–Co się stało? – pytam.

–Było zimno – odpowiada obojętnym tonem, ana jej twarzy nie widać żadnych emocji. – Wiesz, jak jest chłodno, kiedy się tonie? Kiedy się dusisz? Kiedy próbujesz łapać powietrze, ale wszystko, co dostajesz, to woda?

–Nie.

–Oczywiście. Ty nic nie czujesz – drwi bez humoru.

–Czy stoi za tym jakiś cel?

Wpatruje się we mnie przez chwilę. Milczy.

Odpowiadam spojrzeniem, podtrzymując jej niemą grę. To jedna zmetod, których nauczyli mnie Jonathan iLevi. Cisza może być użyta na twoją korzyść. Ludzie są zwykle przytłoczeni długą, niezręczną ciszą iczują się zmuszeni, aby ją wypełnić lub dać ci odpowiedź, której potrzebujesz.

Elsa niech lepiej nie używa tej taktyki na mnie, bo potrzeba więcej niż milczenie, by mnie złamać.

Studiuję wyraz jej twarzy, próbując znaleźć jakąś wskazówkę, ale pozostaje nieodgadniony.

Hmm. Interesujące. Od kiedy stała się taka nieprzenikniona?

Gdy dowiedziałem się ojej topieniu się, zadzwoniłem do Jonathana. Powiedział, że nigdy nie rozmawiał zElsą wRES. Poza tym cała sprawa pozostaje wmoich rękach. Jonathan nie będzie się wtrącać.

Jednak intuicja, którą mam od czasu treningu, nie chce zniknąć.

–Czy to cię bawiło przez ten cały czas? – pyta wkońcu Elsa.

–Co?

–To całe zamieszanie związane ze zniszczeniem mnie za to, co zrobili moi rodzice.

Przechylam głowę.

Nie powinna otym wiedzieć.

Jonathan nie kłamie. Jeśli powiedział, że znią nie rozmawiał, to tego nie zrobił. Poza tym on lubi zaskakiwać swoje ofiary. Pozyskanie tej informacji przez Elsę nie leży wjego najlepszym interesie.

–Skąd otym wiesz? – dopytuję lekkim głosem.

–Mam swoje sposoby.

Zwężam oczy na ton, zjakim to wypowiedziała. Ona rzuca mi wyzwanie, abestia wewnątrz mnie wierci się, by się do niej zbliżyć.

Spokojnie, kolego. Nie teraz.

–Zadałam ci pytanie – kontynuuje.

–Jakie?

–Wiesz, nie chciałam wto uwierzyć, ale teraz nabiera to sensu. Przecież to ty podczas naszego pierwszego spotkania oznajmiłeś mi, że mnie zniszczysz. Już wtedy znałeś moją przeszłość?

Cisza.

–Nie odpowiesz mi? Aco powiesz na to? – Pauza. – Czy twoja matka popełniła samobójstwo? Jak moi rodzice mogli ją zabić, będąc wBirmingham?

Jak dużo wie? Od jak dawna?

Chwila…

Odzyskała pamięć?

–Zamierzasz dotrzymać swojej obietnicy? – pytam.

–Jakiej obietnicy? – Marszczy brwi.

Więc nie pamięta. Ma to sens. Wkońcu Alicia nie powinna była zachować się wjej wspomnieniach.

–Chcę zerwać – stwierdza, po czym potrząsa głową zgorzkim śmiechem. – Właściwie nie. Przecież my nigdy nawet nie byliśmy parą, więc chcę zakończyć to, co mamy teraz.

Moja lewa powieka drga, ale milczę. Jeśli się odezwę, od razu przejdę do działania. Przyszpilę ją do łóżka iwypieprzę ten pomysł zjej głowy.

Ale to może zaalarmować jej opiekunów, którzy być może – albo inie – podsłuchują naszą rozmowę.

Poza tym musi odpocząć.

Zamiast tego zmuszam się do uśmiechu.

–Niezła próba, skarbie.

Krzyżuje blade ramiona na piersi.

To głupie, naprawdę. Powinna była się do tej pory nauczyć, że nic – absolutnie nic – nie jest wstanie mnie od niej odepchnąć. Elsa może nosić zbroję, ale ja się przez nią przebiję. Do diabła, może się ukryć za fortecą, aja to wszystko, kurwa, zniszczę.

–Jeśli mnie nie zostawisz – oznajmia – powiem wszystkim, że wepchnąłeś mnie do basenu.

–Jaki masz dowód?

–Nie potrzebuję żadnego. Wystarczy zeznanie ofiary.

–Hmm… To będzie twoje słowo przeciwko mojemu, skarbie, itak się składa, że cała drużyna piłkarska imój trener mogą poświadczyć moje alibi.

–To bez znaczenia. Cała szkoła będzie sądziła, że spotykam się zkimś, kogo oskarżyłam owepchnięcie do basenu.

–Myślisz, że mnie, kurwa, obchodzi, co myślą inni?

–Będzie. – Jej pozbawiony emocji ton działa mi na pieprzonych nerwach. – Bo tym razem to będzie walka na śmierć iżycie, King.

King.

Nazwała mnie „King”.

Powiedziałem jej, żeby tak do mnie mówiła, kiedy chciałem ją zniszczyć, ale teraz boli to jak cios prosto wplecy.

Wstaję ipodążam wjej kierunku powolnym, drapieżnym krokiem.

–Myślisz, że możesz mnie pokonać, skarbie? – rzucam.

Szkoda, że nie pachnie dziś tym kokosowym gównem. Zamiast tego jest cała przesiąknięta szpitalnym zapachem.

Dawna Elsa obserwowałaby mnie dzikim spojrzeniem. Wtych elektryzujących niebieskich oczach toczyłaby się walka oto, czy walczyć, czy oszczędzać energię.

Nie ta Elsa. Ta nawet nie drgnie. Po prostu pozostaje nieruchoma jak posąg. Zimna, przerażająca statua.

To nie jest moja Elsa. Ijeśli będę musiał rozbić posąg, by ją wydobyć, to niech tak się stanie.

–Jesteśmy wrogami, nieprawdaż? – pyta, wpatrując się we mnie przygaszonymi oczami.

–Być może.

–W takim razie znami koniec – mówi zwiększą siłą, niż trzeba.

Przesuwam zbłąkany blond kosmyk za jej ucho. Nie spieszę się, chcę poczuć ciepło jej skóry.

–I tu się mylisz, skarbie – szepczę przy jej ustach. – To, że jesteśmy wrogami, nie zmienia faktu, że jesteś, kurwa, moja.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Elsa

Kim bierze mnie pod ramię, gdy idziemy przez szkolny korytarz.

Jest ponuro. Ciemna energia spływa ze starych ścian, jakby były wypełnione duchami. Mimo że żaden zuczniów nie rzuca wnaszą stronę agresywnych docinków, czuję się jak wtedy, kiedy przechodzenie tędy przypominało przedzieranie się przez strefę wojny.

Nie. Teraz jest znacznie gorzej.

To głupie, ale wolałam, gdy wcześniej się nade mną znęcali, niż teraz przechodzić przez korytarze zmartwym ciężarem umieszczonym wmojej klatce piersiowej. Wtedy żadne znich nie mogło przebić się przez moją lodową powłokę. Żadne znich nie mogło się do mnie dostać. Wpewnym sensie byłam nietykalna. Teraz tonę inie mogę wydostać się na powierzchnię.

–Jesteś pewna, że nie chcesz odpocząć? – Kim przygląda mi się uważnie, jakbym była zrobiona zcienkiego lodu, który zaraz pęknie. – Szkoła ci nie ucieknie.

Odkąd zostałam wypisana ze szpitala, ona, ciotka iwujek często mnie obserwują. Przyjęto mnie tylko na dwudziestoczterogodzinną obserwację, ponieważ nie miałam żadnych obrażeń, jednak oni nie opuszczają mnie na krok. Nawet kiedy idę do łazienki, ciocia lub Kim mi towarzyszą. To normalne, że się martwią, ale jest wtym coś więcej. Cała trójka nie mówi opodejrzeniach, które jak szalone krążą wich głowach. Skoro nigdy nie zbliżam się do basenu zwłasnej woli, nie kupują tego całego: „Upadłam isię potknęłam”.

Pewnie sądzą, że ja… Tak właściwie to co? Że próbowałam się zabić? Że mam myśli samobójcze?

Wypuszczam długie westchnienie. Nawet do końca nie wiem, co się tamtego dnia stało, przez co nie mogę ukoić ich zmartwień, nie robiąc zsiebie szaleńca jak podczas epizodu wszpitalu.

–Jest wporządku. – Uśmiecham się do Kim. – Poza tym nie ma mowy, żebym zostawiła cię samą.

–Chcesz się później spotkać ze mną iKir? – pyta, obejmując mnie zboku.

–Jasne.

To jej sposób na niespuszczanie mnie zoczu itrzymanie mnie zdala od moich własnych myśli.

Ma rację. Lepiej mi, gdy nie tkwię wswojej głowie. Zbyt szybko staje się ona mrocznym miejscem.

–Dzień dobry paniom.

Obie zatrzymujemy się na dźwięk głosu Knoxa. Stoi zręką wkieszeni spodni, zniewymuszonym uśmiechem na twarzy.

–Och, cześć, Knox – odzywam się.

–Już ci lepiej? – Jego oczy prześlizgują się po mnie.

Kiwam głową.

–Nie mam słów, aby wyrazić moją wdzięczność.

–Ja też. Wielkie dzięki. – Kim potrząsa jego dłonią, ajej oczy błyszczą od łez. – Gdyby coś jej się stało, nie wiem, co bym zrobiła.

–Kim… – rzucam.

Boże, co za burdel.

Ciocia iwujek na pewno czują się tak samo jak ona – jeśli nie gorzej – ale robią wszystko, aby tego po sobie nie pokazać.

Knox znowu się do mnie uśmiecha, kiedy mówi:

–Cieszę się, że tam byłem. Jesteś mi winna przysługę.

–co*kolwiek zechcesz – odpieram.

–A może oprowadzisz mnie po szkole? – proponuje. Następnie pochyla się iszepcze: – Nie będę kłamał, czuję się tutaj trochę zagubiony.

–Znam to uczucie – śmieję się, potrząsając głową. – Może po zajęciach? Nie mam dzisiaj treningu.

Albo – co jest bardziej prawdopodobne – ciotka zadzwoniła do trenerki Nessrine inakazała grzecznie, żeby ta dała mi przerwę.

–W takim razie do zobaczenia – odpowiada Knox.

Uśmiecha się do mnie raz jeszcze, zanim odchodzi.

Spojrzenie Kim skacze pomiędzy mną arogiem, za którym chłopak zniknął nam zpola widzenia.

–Ja go mogę zabrać na wycieczkę – stwierdza przyjaciółka.

–Dlaczego? – Trącam ją ze złośliwym grymasem. – Podoba ci się?

–Jest seksowny iw ogóle, ale nie wmoim typie.

–Więc dlaczego chciałabyś go oprowadzić?

–Uch… Ellie. To prawda, że on uratował ci życie ipowinnaś być mu wdzięczna, ale zdajesz sobie sprawę, że King się wścieknie, jeśli zobaczy was razem?

–Pieprzyć Aidena.

–Czekaj… Co? – Jej oczy prawie wyskakują zorbit. – Co to znaczy?!

–Między nami wszystko skończone. Nie wypowiadaj więcej przy mnie jego imienia.

–Ale… Ale… Dlaczego?

–Bo wkońcu się obudziłam izobaczyłam, jaki jest naprawdę.

Potwór.

Wciąż krew się we mnie gotuje od nonszalanckiego sposobu, jakim mówił do mnie wszpitalu. Nie przeprosił mnie ani nie próbował się tłumaczyć. Nie powiedział mi, że wszystko, co słyszałam, to były kłamstwa. Nawet nie próbował się bronić. Był po prostu zwykłym palantem. Jeśli on się nie zmienił, to ja tak. Tym razem nie ma mowy, żebym pozwoliła mu się zdeptać.

Gdy tylko wchodzimy zKim do klasy, zostaję zaatakowana przez Ronana iXandera. Za nimi podąża Cole.

–Ellie. – Ronan bierze mnie za rękę. – Zeszłej nocy nie mogłem zmrużyć oka, bo otobie myślałem.

–Palił zioło – wyjaśnia Xander.

1Bah alors – (z franc.) no dobra (przyp. red.).

Steel Princess - Рина Кент - ebook + audiobook + książka (2024)
Top Articles
Latest Posts
Article information

Author: Eusebia Nader

Last Updated:

Views: 5629

Rating: 5 / 5 (80 voted)

Reviews: 87% of readers found this page helpful

Author information

Name: Eusebia Nader

Birthday: 1994-11-11

Address: Apt. 721 977 Ebert Meadows, Jereville, GA 73618-6603

Phone: +2316203969400

Job: International Farming Consultant

Hobby: Reading, Photography, Shooting, Singing, Magic, Kayaking, Mushroom hunting

Introduction: My name is Eusebia Nader, I am a encouraging, brainy, lively, nice, famous, healthy, clever person who loves writing and wants to share my knowledge and understanding with you.